Ich wzory to pierwsze, co rzuca się w oczy po wejściu do starej kamienicy. Kiedyś podkreślały okazałość korytarza, ale dziś – zdewastowane – są tylko bladym odbiciem dawnej świetności. I znikają zastępowane gresami lub pseudomarmurami. Ze strachu, że całkiem przeminą, zaczęłam chodzić z aparatem po Krakowie i szukać ich pozostałości.
Pierwszymi płytkami, na które zwróciłam uwagę, nie były te krakowskie, ale angielskie – w Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie. Bo to wiktoriańska Anglia jest ich ojczyzną. Technologię wytwarzania ceramicznych płytek podłogowych z wykorzystaniem prasy ręcznej jako pierwszy wypróbował około 1848 r. Herbert Minton, właściciel fabryki porcelany w Stoke-on-Trent. Za nim poszli inni. Na ziemiach polskich najstarszymi fabrykami płytek ceramicznych były: w zaborze pruskim Deutsch Lissa, w zaborze rosyjskim Opoczno Dziewulski i Lange i radomski Marywill, w Galicji – fabryki Jana Lewińskiego i Giovanniego Zulianiego ze Lwowa.
Krakowskie posadzki z przełomu wieków sprowadzano z różnych stron Europy – z Wiednia, Rakovnika, Treviru, Boizenburga, Mettlach, Lissy i ze Lwowa. Dopiero po 1917 r., gdy w Skawinie powstała Pierwsza Galicyjska Fabryka Kafli Piecowych i Kamionki, zaczęto w Krakowie kłaść produkty miejscowe.
Piękno nie zawsze docenione
Ozdabianie płytkami sieni kamienic, kościołów i budynków użyteczności publicznej, jak szkoły i szpitale, rozpoczęto na szerszą skalę w latach 90. XIX w. Przebiegało to w ciekawy sposób. Firmy, takie jak: L.G. Kaden, Jan Godzicki, A.D. Hochstim, Emil Kirchner, A.Lorie, S.D. Gottlieb, Haas&Silberberg i inne, otrzymawszy zlecenie od właściciela budowanej kamienicy lub od dyrekcji szkoły czy kliniki, zamawiały w fabryce, z którą współpracowały, materiał ceramiczny, a następnie kładły go, pozostawiając na posadzce lub ścianie własną winietę-reklamę.
Takich sygnowanych realizacji różnych zakładów posadzkarskich jest w Krakowie co najmniej kilkadziesiąt. Do najciekawszych należą: odnowiona sień i klatka schodowa Jasnego Domu przy ul. Biskupiej 2, gdzie płytki układała firma Haas&Silberberg; klatki schodowe przy ul. Zyblikiewicza 17 i przy ul. Wałowej 5 na Zabłociu – obie realizacje zakładu Godzickiego oraz okładzina posadzki kamienicy przy ul. św. Gertrudy 2, wykonana przez firmę A.D. Hochstim. Najstarsze wiedeńskie posadzki ceramiczne znajdują się w budynku Akademii Sztuk Pięknych (1879), w kościele zakonu sióstr felicjanek przy ul. Smoleńsk 6 (1884) i w Collegium Novum (1887).
Do pałacyku Emeryka Hutten-Czapskiego przy ul. Piłsudskiego 12 sprowadzono posadzkę z fabryki Vileroy&Boch w Mettlach (1884). Najstarsze datowane lastriko terazzo z 1890 r. znajdziemy w kamienicy przy ul. Topolowej 16, w której w latach 1906-1910 mieszkał Józef Piłsudski; najpiękniejsza zaś krakowska podłoga lastrikowa, w którą wkomponowano fragmenty macicy perłowej, zdobi foyer Teatru im. Juliusza Słowackiego (1893).
Płytki ceramiczne i glazura na posadzkach i ścianach partii wejściowych kamienic tworzyły gesamtkunstwerk, całościowy wyraz wnętrza mieszczańskiego. Z konserwatorskiego punktu widzenia są to dekoracje wysokiej klasy – mówi Jacek Chrząszczewski, zastępca małopolskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków.
Nie zawsze jest to doceniane. Ponadstuletnie użytkowanie posadzek ceramicznych pozostawiło ślad. Popękane, niszczone przez ekipy wywożące śmieci, rozbijane i naprędce uzupełniane wylewkami z betonu, dziś prezentują się żałośnie. Podczas doraźnych lub kapitalnych remontów na klatki schodowe wprowadza się materiały współczesne o bardzo niskiej jakości. Wiele cennych przykładów XIX-wiecznego rzemiosła ginie bezpowrotnie, gdy w ferworze „renowacji” uwspółcześnia się zabytkowe wnętrza. Taki los spotkał piękną rozetę położoną przez zakład posadzkarski A.D. Hochstima w kamienicy przy ul. Topolowej 27.
Boją się, bo drogo…
Istnieje wiele sposobów na ocalenie starych okładzin. Najprostszą i relatywnie najtańszą jest ostrożny demontaż starej posadzki czy lamperii, oczyszczenie i ponowne wykorzystanie w nowo ułożonej posadzce, np. w formie „dywanika” okolonego współczesnymi płytkami. Taką metodę zastosowano w aptece przy ul. Karmelickiej 23 i w kamienicach przy ul. św. Gertrudy 18 i ul. Zacisze 6. Innym rozwiązaniem jest uzupełnienie starych wzorów identycznymi lub sprowadzanie całych połaci płytek produkowanych dziś w Polsce przez manufaktury Purpura i Cermal, a w Niemczech przez firmy V.I.A, Zahna Fliesen, Winckelmans.
Piotr A. Herbeć od ponad 20 lat importuje do Polski ceramikę z firm włoskich i niemieckich, w tym stylowe płytki, których wzory pochodzą sprzed stu lat. – Współcześni projektanci chyba nie są zainteresowani stylem wiktoriańskim i jego zastosowaniem w swych realizacjach, a może boją się zaproponować inwestorom takie projekty jako bardziej kosztowne – zastanawia się Herbeć. – Ostatnio zauważam jednak zainteresowanie stylowymi płytkami, które używane są do wyłożenia małych przestrzeni: łazienek, kuchni, halli i klatek schodowych. Jedną z większych inwestycji, w której brałem udział, była rewitalizacja dawnego hotelu Saskiego w Warszawie, gdzie w projekcie patio scenograf Allan Starski zastosował ceramiczną posadzkę firmy Winckelmans. To piękny przykład sięgnięcia do starych wzorów.
Moda przeciw biurokracji?
Na zachodzie Europy od lat trwa moda na ratowanie nadających się do dalszego użytkowania elementów wystroju starych kamienic i wkomponowywania ich w nowoczesne pomieszczenia. W Krakowie w ten sposób zrewitalizowane zostało wnętrze kamienicy przy ul. Dietla 60, gdzie od 2011 r. mieści się Queen Boutique Hotel.
– Nasze wnętrze to połączenie nowoczesności i tradycji – mówi Katarzyna Szewczyk, współwłaścicielka. – Kiedy zaczęliśmy remont, padła decyzja, że zatrzymamy czarno-białe posadzki z wzorzystymi bordiurami i włączymy je znów w klatkę schodową hotelu. Dzięki temu wnętrze utrzymało dawną elegancję.
Innym renowacyjnym trendem jest doposażanie starych budynków w elementy z epoki sprowadzane z Zachodu. Detale te pochodzą z rozbiórek. U nas używa się ich w kompleksowych remontach zabytków. Działalność taką prowadzi z sukcesem Andrzej Kawalec z Fenix Group. – Kiedyś we Francji udało mi się z odzyskanego zabytkowego materiału wyremontować w Paryżu maleńką kawalerkę – wspomina. – Pomyślałem, że mogę podobne rzeczy robić w Polsce. Dziś wykonujemy remonty zabytkowych kamienic, polegające na całościowej renowacji wnętrz. Wszystkie detale: sztukaterie, balustrady, płaskorzeźby, także podłogi i posadzki są zdejmowane, pieczołowicie czyszczone i na powrót układane. Korzystamy także z materiału z handlu wtórnego, pozyskiwanego z rozbiórek w Belgii i we Francji. Gdyby w Polsce były możliwości odpisów podatkowych z tytułu remontu zabytkowych obiektów, jak to jest we Francji, gdzie można odpisać aż do 50 proc. inwestycji, z pewnością inaczej wyglądałyby nasze zabytki.
Czy istnieje jakiś sposób zachęcenia inwestorów, by zamiast obcych stylowo gresów o wymiarach 30 x 30 czy 60 x 60 kładli w krakowskich sieniach stylową ceramikę? I jak nakłonić architektów, by umieszczali w projekcie remontowanego wnętrza renowację starej posadzki lub jej rekonstrukcję?
Jacek Chrząszczewski: – Z prawnego punktu widzenia istnieje możliwość uzyskania dotacji od konserwatora zabytków, ale tylko w przypadku, gdy obiekt wpisany jest do rejestru zabytków.
W rzeczywistości większość krakowskich kamienic jest wyjęta spod tego prawa. Zdane są więc na rozsądek i zasobność portfela ich posiadaczy. A może nie ma właściwej komunikacji na linii konserwator – właściciel, bo gdy pytam jednego z nich, dlaczego nie zabiega o wpis do rejestru zabytków i nie pisze wniosku o dofinansowanie, odpowiada: „Coś pani! Zabiłaby mnie biurokracja!”.
Dla wnuków
Badanie pochodzenia posadzek i okładzin ceramicznych jest bardzo trudne, bo nie istnieje na ogół żadna dokumentacja dotycząca ich powstawania. To, z jakiej fabryki pochodzą, można ustalić tylko poprzez analizę porównawczą lub przez zerwanie i obejrzenie rewersu płytki, na którym czasami wyciskano nazwy fabryk. Odwiedzając remontowane kamienice, często pytam kierowników budów o możliwość zobaczenia rewersu skutych płytek. Po zaspokojeniu ciekawości mam zawsze nadzieję, że kwadrat, który oglądam, wróci na swoje miejsce i nie zostanie wywieziony do innego miasta albo nie ozdobi prywatnej posesji.
Piękno i historyczność wystroju dodaje prestiżu budynkowi, w którym mieszkają lub pracują inwestorzy, a ten prestiż jest potrzebny dzisiaj każdemu. Jeśli właściciel ma szacunek dla budynku o długiej historii, to ta świadomość pracuje na jego korzyść – konkluduje Jacek Chrząszczewski.
Jak widać, możliwości wyremontowania lub położenia podobnej do starej posadzki jest wiele, ale mimo kilku wyjątków nadal brak w Krakowie chęci (czytaj: pieniędzy) na wykonanie prawidłowego remontu. Nowi i starzy właściciele kamienic, kupując płytki „z metra”, nie zastanawiają się nad tym, jak wielkie spustoszenie czynią w substancji zabytkowej. Rządzi rachunek ekonomiczny. A przecież w wielu przypadkach nie jest jeszcze za późno. Nie stać nas na marnotrawienie resztek europejskiego rzemiosła, którego i tak mamy w Krakowie niewiele. Wahających się niech przekona ciągle aktualne zdanie napisane w 1920 r. przez architekta i konserwatora Jarosława Wojciechowskiego: „Zabytki są pełnym wartości mieniem całego narodu. Ani jedno pokolenie nie ma prawa uważać się za bezwzględnego ich właściciela. Jest tylko czasowym ich depozytariuszem”. Postarajmy się zostawić jeszcze coś dla wnuków.
Ulica Rakowicka 8, czyli reaktywacja na medal
Rok 2011. Żółta tablica informuje o przeprowadzanym remoncie. Wchodzę przez hall, w którym piętrzą się materiały budowlane. Na posadzce przykurzone deski, pod nimi bura szachowica z płytek. Na ścianach podrapane kafelki. Dostrzegam zapisaną eleganckim liternictwem płytkę: „Emil Silberbach Kraków”. Zanim zapytam o pozwolenie, wyciągam aparat i robię parę zdjęć. Konserwator Roman Wojciechowski, pod którego okiem przeprowadzany jest remont, uspokaja: „Zrobimy wszystko, by odrestaurować te płytki”. Wierzę na słowo…
Rok 2013. Odwiedzam odnowione wnętrze hallu. Na podłodze szaro-biała szachownica, na ścianach uzupełnione kafelki. Wszystko lśni, ani śladu dewastacji. Panu Romanowi i inwestorom należy się medal!
Autor: Agnieszka Partridge
Agnieszka Partridge, dziennikarka TVP Kraków, historyk sztuki, autorka książki „Otwórzcie bramy pamięci. Cmentarze wojenne z lat 1914-1918 w Małopolsce”. Ostatnio realizuje autorski projekt opisania historii zabytkowych posadzek w Krakowie -„Niechciane piękno”